Tygodnik PISM: Globalne Południe, nr 14/2025
Co tydzień analizujemy wydarzenia i procesy, które kształtują Globalne Południe. Dziś:
-
Echa konfliktu Izrael–Iran na Bliskim Wschodzie
-
Aktywizacja tureckiej dyplomacji w sprawie Iranu
-
Chińscy szpiedzy w Turcji
-
Plany Malezji w obszarze AI
-
Upadek rządowej koalicji w Mongolii

Po dekadach napięć Izrael rozpoczął 13 czerwca kampanię powietrzną przeciwko Iranowi. Jako jej cel podał uniemożliwienie temu państwu zdobycia broni atomowej. Eskalacja konfliktu między Izraelem a Iranem oraz włączenie się USA do bombardowań celów w Iranie przypadły na okres przełomowych zmian w Libanie i Syrii, państwach szczególnie wrażliwych na zewnętrzne próby destabilizacji.
Zarówno w Libanie, jak i w Syrii od dekad działały organizacje sprzyjające Iranowi. Stawały się one celem izraelskich ataków, które miały zwalczać jego wpływy. Niedawne przemiany w obu państwach – obalenie proirańskiego reżimu w Syrii i mianowanie nowego prezydenta w Libanie – pozwoliły na dojście do władzy polityków dążących przede wszystkim do stabilizacji i niezależności. Oba państwa chcą więc uniknąć zaangażowania w działania wojenne, a także powstrzymać organizacje paramilitarne przed wsparciem Iranu. Rząd Libanu prowadzi w tym zakresie rozmowy z Hezbollahem. Syria z kolei nie potępiła izraelskich nalotów na Iran w przeciwieństwie do innych państw arabskich. Jednocześnie jednak atak USA na Iran uwiarygadnia narrację organizacji należących do tzw. osi oporu (jak Hezbollah) opisującą Izrael jako amerykańskiego proxy oraz wskazującą na brak woli do zakończenia konfliktów na Bliskim Wschodzie ze strony Stanów Zjednoczonych. Zarówno to, jak i utrzymywanie przez Izrael obecności wojskowej oraz prowadzenie ataków w Libanie i Syrii sprzyja odbudowie popularności współpracujących z Iranem milicji i podważa działania nowych władz. Pogłębienie destabilizacji w regionie w wyniku ataku Izraela, zwłaszcza po nalotach amerykańskich, jest też obiektem krytyki arabskich państw Zatoki Perskiej, które w ostatnich latach znormalizowały relacje z Iranem, aby zapobiec potencjalnej eskalacji, oraz którym zależy na sukcesie przemian w Libanie i Syrii. W oświadczeniu saudyjskim Iran został nazwany „siostrzaną republiką”. Z kolei Oman, tradycyjnie pośredniczący między Iranem a Zachodem, wprost potępił amerykański atak. Ponadto eskalacja izraelsko-irańska zagraża kontynuacji przemian w Libanie i Syrii, które są także w interesie arabskich monarchów.
13 czerwca br. tureckie ministerstwo spraw zagranicznych w swoim oświadczeniu potępiło izraelski atak na Iran. Turcja chce dyplomatycznego rozwiązania konfliktu między Izraelem a Iranem i domaga się wznowienia rozmów Iranu i USA na temat irańskiego programu nuklearnego.
W związku z rozwojem sytuacji na Bliskim Wschodzie prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan odbył rozmowy telefoniczne ze swoimi odpowiednikami z Egiptu, Iranu, Arabii Saudyjskiej, Syrii, Jordanii, Pakistanu i Stanów Zjednoczonych. W rozmowie z prezydentem USA Donaldem Trumpem wyraził gotowość do zapobieżenia niekontrolowanej eskalacji napięć. Turcja krytykuje izraelski atak na Iran, ponieważ z perspektywy tureckich decydentów polityka Izraela zagraża stabilności i bezpieczeństwu na Bliskim Wschodzie. W 2010 r. Brazylia i Turcja jako niestali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ głosowały przeciwko amerykańskiej propozycji rezolucji mającej zaostrzyć sankcje wobec Iranu w związku z rozwojem jego programu nuklearnego. Tureckie i brazylijskie władze państwowe za aprobatą Iranu zaproponowały rozwiązanie kompromisowe i zawarły porozumienie, zgodnie z którym irańskie władze zgodziły się przekazać Turcji 1200 kg nisko wzbogaconego uranu w zamian za 120 kg paliwa nuklearnego. Co prawda propozycja Turcji i Brazylii nie została przyjęta przez państwa zachodnie i nie uchroniła Iranu przed nowym pakietem sankcji, jednak ujawniła potencjał dyplomatyczny państw średniej potęgi na forum międzynarodowym.
Erdoğan wstrzymuje się przed wyraźnym potępieniem włączenia się USA do wojny, chcąc utrzymać dobre relacje z Trumpem. Liczy także, że przypadnie mu rola organizatora rozmów między Stanami Zjednoczonymi a Iranem.
Zdemaskowana w maju br. w Turcji siatka siedmiu chińskich szpiegów koncentrowała się na pozyskiwaniu informacji o działalności i kontaktach Turków ujgurskiego pochodzenia.
Dodatkowym celem byli tureccy urzędnicy pozostający w kontakcie z Ujgurami. Obawy władz ChRL dotyczące ambicji separatystycznych Ujgurów w chińskim Sinciangu jako możliwego źródła działań terrorystycznych i destabilizacji sytuacji wewnętrznej nadal pozostają priorytetem działania KPCh. Znaczenie gromadzenia informacji o tej mniejszości etnicznej zwiększyło się wraz z wejściem ujgurskich ugrupowań w skład syryjskiego rządu po obaleniu Baszara al-Asada. Z informacji tureckich służb wynika, że w odróżnieniu od innych państw Chiny przy zbieraniu informacji nie korzystały z lokalnych pośredników, np. detektywów, ale pozyskiwały je samodzielnie m.in. z telefonów komórkowych. Wykorzystywały do tego m.in. ruchome stacje bazowe GSM umieszczone w samochodach, które przemycono do Turcji. Jedną z grup takich specjalistów tureckie służby zatrzymały już w 2024 r. Zbieżny sposób działania charakteryzował też siatkę chińskich szpiegów zatrzymaną w styczniu br. na Filipinach.
Mimo że rząd Malezji ogłosił 19 maja br. decyzję o stworzeniu we współpracy z ChRL własnej infrastruktury sztucznej inteligencji (AI), to już 23 maja, pod naciskiem USA, premier Malezji Anwar Ibrahim podkreślił, że projekt pozostaje w fazie negocjacji.
Ogłoszona przez wiceministra komunikacji Malezji inicjatywa miała opierać się na wykorzystaniu chińskich czipów Huawei (3 tys. do 2026 r.) i modelu językowego DeepSeek do budowy infrastruktury AI, w tym jej generatywnej odnogi. Polityk szczególnie podkreślał zachowanie nadzoru państwa nad danymi malezyjskiego społeczeństwa, odnosząc się pośrednio do rywalizacji między USA i Chinami. Malezja znalazła się na liście państw z ograniczonym dostępem do amerykańskich procesorów stworzonej przez poprzednią administrację USA, głównie ze względu na zarzuty o brak kontroli nad przemytem czipów do Chin. 20 maja, w tym właśnie kontekście, deklarację wiceministra Malezji prezentował w mediach społecznościowych David Sacks, doradca Donalda Trumpa ds. sztucznej inteligencji. Reakcja USA doprowadziła do zdystansowania się ministerstwa i premiera Malezji od wcześniejszych zapowiedzi wiceministra oraz czasowe wstrzymanie projektu.
13 czerwca mongolski parlament – Wielki Churał Państwowy – powierzył misję utworzenia nowego rządu Gombodżawynowi Dzandanszatarowi po rezygnacji na początku miesiąca jego poprzednika, premiera Luwsannamsraina Ojun-Erdene, niespełna rok po wyborach parlamentarnych.
Wybór Dzandanszatara oznacza kontynuację kierowania pracami rządu przez członka Mongolskiej Partii Ludowej (MPP). Nowy premier jest politykiem z wieloletnim doświadczeniem (był m.in. ministrem spraw zagranicznych, przewodniczącym parlamentu, szefem kancelarii prezydenta) i cieszy się szeroką legitymacją polityczną. Jego wybór poparło 108 z 126 deputowanych (9 nieobecnych), w tym członkowie Partii Demokratycznej (42 mandaty) – dotychczasowego koalicjanta MPP, którzy jednak nie zagłosowali za wotum zaufania dla jego poprzednika. Dzandanszatar wskazał na pilną potrzebę ustabilizowania krajowej gospodarki i poprawę standardu życia obywateli, w tym zwiększenie wynagrodzeń, oraz zapowiedział reformę podatkową. Jest to odpowiedź na protesty młodzieży, której kilkutygodniowe demonstracje przeciw korupcji i nierównościom społecznym sprowokowane przez epatowanie wystawnym stylem życia przez syna Ojun-Erdene doprowadziły do ustąpienia premiera.