Tygodnik PISM: Europejski, nr 5/2025
Co tydzień analizujemy wydarzenia i procesy, które kształtują Europę. Dziś:
- Wystąpienie Danii z grupy państw oszczędnych
- Potwierdzenie przez Europejski Bank Centralny gotowości Bułgarii do przyjęcia euro
- Wizyta kanclerza Niemiec Friedricha Merza w USA
- Wybory samorządowe na Łotwie
- Fiasko referendum derogacyjnego łagodzącego wymogi naturalizacji we Włoszech

Ogłoszenie 3 czerwca przez premier Danii Mette Frederiksen opuszczenia grona tzw. państw oszczędnych (ang. frugals) potwierdza dekompozycję tej zapoczątkowanej w 2000 r. przez Austrię, Danię, Holandię oraz Szwecję nieformalnej grupy w UE. Wynika ona z odchodzenia przez kolejne państwo unijne od restrykcyjnej polityki budżetowej m.in. w związku z koniecznością zwiększania nakładów na obronność po rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Decyzja rządu Danii jest podyktowana priorytetowym traktowaniem wzrostu wydatków na obronność kosztem restrykcyjnego podejścia do budżetu. Wpisuje się to w politykę UE, co zostało potwierdzone m.in. przez przyjęcie 29 maja br. przez Radę UE Instrumentu na rzecz Zwiększenia Bezpieczeństwa Europy (SAFE), który poszerza inwestycje w europejskie zdolności obronne poprzez udzielanie pożyczek. Ruch Danii jest także zapowiedzią bardziej elastycznego podejścia w negocjacjach nad unijnym budżetem na lata 2028–2034 w nadchodzącej prezydencji w Radzie UE (Dania przejmuje ją od Polski w połowie br.). Wyjście Danii z klubu oszczędnych wieńczy proces jego rozkładu, na który złożyły się wcześniej poluzowywanie rygorystycznego stanowiska Szwecji i Finlandii wobec unijnych finansów oraz problemy Austrii z deficytem budżetowym. Oznacza ono wyczerpanie się formuły współpracy, którą oszczędni zainicjowali, by przeciwstawiać się postulowanemu m.in. przez Francję bardziej hojnemu zwalczaniu skutków pandemii COVID-19.
O Instrumencie na rzecz Zwiększenia Bezpieczeństwa Europy pisała Aleksandra Kozioł |
Opublikowany 4 czerwca br. przez Europejski Bank Centralny nadzwyczajny raport nt. konwergencji potwierdza gotowość Bułgarii do przystąpienia do strefy euro. Zgodnie z planem rządu Rosena Żelazkowa akcesja ma nastąpić 1 stycznia 2026 r.
Dodatkowy raport – przygotowany na wniosek rządu Żelazkowa z lutego br. – poświadcza spełnienie przez Bułgarię warunków stabilności makroekonomicznej, wymaganych Traktatem o funkcjonowaniu UE, w celu przystąpienia do strefy euro. Obecnie obejmują one utrzymanie poziomu inflacji do 2,8% (w Bułgarii jest 2,7%), deficytu budżetowego do 3% PKB (3%), zadłużenia do 60% PKB (24%), długoterminowej stopy procentowej do 5,1% (3,9%), a także stabilności waluty krajowej wobec euro w granicach ± 15% przez dwa lata. Trwające od lipca 2020 r. członkostwo w mechanizmie kursów walutowych ERM II nie jest dla Bułgarii wyzwaniem, gdyż lew związany jest sztywnym kursem z euro (1,95583:1) od 1999 r. Akcesja tego państwa wymaga jednogłośnej zgody Rady UE w składzie ministrów finansów państw strefy – zaplanowane na lipiec br. głosowanie najpewniej będzie formalnością, gdyż żaden z krajów nie kontestuje dążeń Bułgarii. Problemem nie powinno być także konieczne określenie kursu wymiany – najpewniej zostanie potwierdzony obecny kurs sztywny. Ryzyko powstrzymania akcesji przez czynniki wewnątrzbułgarskie jest znikome po zablokowaniu w maju br. przez Zgromadzenie Narodowe wniosku prezydenta o rozpisanie referendum w tej sprawie.
Spotkanie kanclerza Friedricha Merza z prezydentem Donaldem Trumpem 5 czerwca w Białym Domu potwierdziło, że długofalowym celem Niemiec pozostaje podtrzymanie więzi transatlantyckich. Deklarowana przez Trumpa otwartość na dialog z Niemcami jest sukcesem Merza, jednak nierozwiązane pozostają kwestie sporne związane m.in. z amerykańskimi cłami na eksport towarów z UE.
Wizyta kanclerza Niemiec w USA miała zasygnalizować, że niezależnie od różnic dotyczących wizji handlu międzynarodowego oraz sposobu zakończenia wojny na Ukrainie oba państwa pozostają bliskimi sojusznikami i partnerami gospodarczymi. Elementem wizyty była nieudana próba przekonania Trumpa do zwiększenia presji na Rosję. Dlatego po rozmowie Merz spotkał się z senatorami (m.in. wpływowym republikaninem Lindseyem Grahamem), którzy przygotowali projekt ustawy zawierającej nowe sankcje USA wobec Rosji. Sukcesem kanclerza było uzyskanie od Trumpa deklaracji, że amerykańskie wojska pozostaną w Niemczech, jednak bez szczegółów dotyczących skali i formy tej obecności. Amerykański prezydent pozytywnie ocenił niemieckie zwiększenie nakładów na obronność znacznie powyżej poziomu 2% PKB. Przebieg spotkania wskazuje, że – w odróżnieniu od poprzednich kanclerzy – Merzowi udało się nawiązać osobistą relację z Trumpem. Istotny dla wzajemnych stosunków będzie jednak wynik negocjacji dotyczących relacji handlowych USA i Niemiec oraz UE.
Wybory samorządowe na Łotwie z 7 czerwca br. potwierdzają pogłębiające się rozdrobnienie sceny politycznej i brak wyraźnie dominującego ugrupowania, przy jednoczesnym umacnianiu się popularności skrajnie prawicowych populistów z „Najpierw Łotwa!” (LPV).
Rosnąca pozycja LPV jest nie tylko efektem świeżości (partia powstała w 2021 r. i po raz pierwszy zasiada w parlamencie), społecznego niezadowolenia z rządów koalicji Nowej Jedności, Związku Rolników i Zielonych oraz partii Postępowych, lecz także coraz większej atrakcyjności antysystemowych i eurosceptycznych haseł charyzmatycznego oligarchy Ainārsa Šlesersa. W Rydze, gdzie mieszka blisko 1/3 mieszkańców Łotwy, LPV wygrała, uzyskując 18,2%, a drugie miejsce zajęła centrolewicowa partia Postępowi z poparciem 16,6%. Pięcioprocentowy próg wyborczy przekroczyło siedem ugrupowań, co jest zapowiedzią trudnych negocjacji koalicyjnych. Oznacza to także krystalizowanie się bipolarnego układu na scenie politycznej, gdzie o władzę będzie zabiegać obóz łotewskich partii centroprawicowych (Nowa Jedność, Zjednoczenie Narodowe) oraz liberalno-lewicowych (Postępowi) w opozycji do bloku populistycznego i oligarchicznego, mającego poparcie mniejszości rosyjskiej i środowisk prorosyjskich. Umocni to dotychczasowe podziały społeczne i utrudni efektywne sprawowanie władzy. Łotysze wybierali 731 przedstawicieli w 7 miastach wydzielonych i 35 okręgach. Wśród kandydatów trzecią największą grupę, po Łotyszach i Rosjanach, stanowili Polacy (niespełna 1%), skupieni głównie w Łatgalii – w drugim największym mieście Łotwy Dyneburgu, gdzie stanowią 12% mieszkańców, kandydaci deklarujący się jako Polacy zdobyli 3 z 15 mandatów w radzie miasta.
Niewystarczająca frekwencja – 30% wobec wymaganej 50% + 1 głos – przesądziła o nieważności przeprowadzonego w dniach 8–9 czerwca br. referendum w sprawie uchylenia przepisów z 1992 r. podwyższających kryterium zamieszkania we Włoszech z 5 do 10 lat, które jest niezbędne do złożenia wniosku o nadanie obywatelstwa. Niepowodzenie inicjatywy wzmacnia konserwatywno-nacjonalistyczny rząd Giorgii Meloni, opowiadający się za bardziej restrykcyjną polityką migracyjną.
Referendum według inicjatorów – małej opozycyjnej partii liberalnej „Więcej Europy” i pozaparlamentarnych partii lewicowych – miało być odpowiedzią na problemy z integracją imigrantów i ich dostępem do rynku pracy. Według włoskiego ośrodka badań nad migracją IDOS sukces referendum zmieniłby sytuację ok. 1,7 mln rezydentów, głównie osób spoza UE (ogółem ok. 9% liczącego 59 mln społeczeństwa Włoch to cudzoziemcy). Inicjatywę poparło największe ugrupowanie opozycyjne, centrolewicowa Partia Demokratyczna, ale drugi co wielkości, lewicowy Ruch Pięciu Gwiazd wezwał tylko do głosowania zgodnie z sumieniem. Koalicja rządząca – tworzona m.in. przez partie Bracia Włosi, Liga i Forza Italia – ignorowała debatę wokół głosowania i wezwała do nieuczestniczenia w nim, aby doprowadzić do nieważności referendum. Krytykując jego ideę, podnosiła, że cudzoziemcy legalnie przebywający w kraju mają dostęp do edukacji i rynku pracy, a złagodzenie przepisów dodatkowo zachęci nielegalnych migrantów do prób przedostania się do Włoch przez Morze Śródziemne. Z inicjatywy związku zawodowego Włoska Generalna Konfederacja Pracy w tym samym referendum odbyło się – także zakończone niepowodzeniem – głosowanie nad czterema propozycjami uchylenia przepisów osłabiających pozycję niektórych pracowników.