Tygodnik PISM: Bezpieczeństwo międzynarodowe, nr 24/2025

24
19.08.2025

Regularnie analizujemy wydarzenia i procesy, które mają wpływ na regionalne i globalne bezpieczeństwo. Dziś:

  • Negocjacje w sprawie zakończenia wojny na Ukrainie
  • Intensyfikacja walk na froncie ukraińskim
  • Planowane testy rakiet Oriesznik w ramach manewrów „Zapad 2025”
  • Działania rządu Libanu na rzecz rozbrojenia Hezbollahu

Spotkanie delegacji USA i Rosji na Alasce nie doprowadziło do porozumienia w sprawie wojny na Ukrainie. Władimirowi Putinowi udało się odsunąć w czasie decyzję o zawieszeniu broni, a także o nałożeniu kolejnych restrykcji na Rosję i jej partnerów handlowych. Rozmowy z liderami Ukrainy i państw europejskich pokazują, że starają się oni zaostrzać stanowisko negocjacyjne Donalda Trumpa.

Spotkanie Trumpa i Putina na Alasce trwało krócej, niż przewidywano, i nie towarzyszyły mu zapowiadane wcześniej rozmowy w szerszym formacie, co wskazuje na rozbieżne stanowiska obu delegacji. Rosji udało się jednak skierować negocjacje na kwestię porozumienia pokojowego (zamiast zawieszenia broni) i osiągnąć tym samym główny cel, jakim jest dalsze prowadzenie wojny. Ustępstwo w sprawie zawieszenia broni może jednak ułatwić Trumpowi doprowadzenie do bezpośredniego spotkania Putina i prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Ze względu na sztywne stanowisko w sprawie Ukrainy rosyjskiej delegacji nie udało się przełamać izolacji gospodarczej i uzyskać zniesienia części amerykańskich sankcji, choć nowe restrykcje wobec niej lub jej partnerów handlowych zostały odsunięte w czasie. Spotkanie na Alasce stanowiło przełamanie izolacji Putina przez państwa zachodnie, ale konsultacje Trumpa z liderami Ukrainy i państw europejskich (18 sierpnia w Białym Domu) wskazują, że USA nie są gotowe do zawarcia porozumienia, które by ich pomijało. Pozytywną zmianą jest zapowiedź Trumpa, że USA mogą wesprzeć gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy, co było jednym z głównych tematów spotkania z Zełenskim i europejskimi przywódcami. Zwiększa to szanse, że gwarancje będą polegać nie tylko na wzmocnieniu potencjału obronnego Ukrainy poprzez jej dozbrojenie, ale także na obecności na jej terytorium europejskich sił korzystających ze wsparcia rozpoznawczego i logistycznego USA.

Więcej o spotkaniu Trump–Putin pisali Aleksandra Kozioł i Mateusz Piotrowski
➡️

Sergei Bobylev / Zuma Press / Forum


 

Rosyjskie wojsko zintensyfikowało działania zbrojne na Ukrainie przed spotkaniem Donald Trump – Władimir Putin, by sprawić wrażenie, że zwycięstwo na froncie jest tylko kwestią czasu, a dalsza obrona Ukrainy jest bezcelowa. W ten sposób Rosja chce skłonić USA do wywarcia presji na prezydenta Wołodymyra Zełenskiego w sprawie oddania części Donbasu bez walki.

Chociaż w 2025 r. Rosji udało się zdobyć ponad 3 tys. km2 ukraińskiego terytorium, to według brytyjskiego Ministerstwa Obrony przy obecnym tempie natarcia potrzebowałaby blisko 4,5 roku, by zająć w pełni cztery okupowane obwody Ukrainy. Stosunkowo niewielkie zdobycze terytorialne Rosja okupuje wysokimi stratami (ponad 100 tys. zabitych tylko w br.). Ufortyfikowane pozycje obronne Ukrainy utrudniają Rosjanom prowadzenie walki manewrowej z wykorzystaniem wojsk pancerno-zmechanizowanych, które są łatwym celem dla dronów i artylerii. Taktyka Rosji polega na atakowaniu niewielkimi, ale mobilnymi oddziałami przenikającymi przez słabiej obsadzone punkty ukraińskiej obrony. W ostatnich dniach rosyjskie grupy dywersyjno-rozpoznawcze zwiększyły aktywność w okolicach Pokrowska, który ma ważne znaczenie logistyczne. W ciągu tygodnia Rosjanie zdobyli 80 km2 w tym rejonie i dążą do okrążenia miasta. Między 4 a 10 sierpnia zajęli łącznie 144 km2 wzdłuż linii frontu, a ich postępy były półtrora raza szybsze w porównaniu z dokonanymi przez ostatnie trzy tygodnie. Intensyfikacja walk miała dać Władimirowi Putinowi argumenty przed rozmowami na Alasce, gdzie omawiano m.in. kwestię „zmiany linii frontu”. Zajęcie całego obwodu donieckiego (zwłaszcza umocnionej linii Słowiańsk–Kramatorsk–Konstantyniwka) pozwoliłoby Rosji na osiągnięcie minimalnego celu inwazji, czyli zajęcie terenów, których nie jest w stanie zdobyć od 3,5 roku.


 

Minister obrony Białorusi Wiktar Chrenin zapowiedział, że podczas rosyjsko-białoruskich manewrów „Zapad 2025” (12–16 września) oba kraje przećwiczą planowanie użycia broni nuklearnej oraz rakiety hipersonicznej Oriesznik. W ten sposób Białoruś wspiera rosyjskie działania informacyjne, które mają przekonać zachodnią opinię publiczną i decydentów, że rośnie ryzyko użycia broni nuklearnej przeciwko Zachodowi.

Groźby nuklearne są przez Rosję traktowane jako jeden z głównych instrumentów zastraszania NATO. Białoruś nie ma żadnego wpływu na rosyjskie decyzje dotyczące użycia broni jądrowej, ale może odgrywać ważną rolę we wspieraniu działań informacyjnych i w wojnie psychologicznej. W tym celu udostępnia swoje terytorium, na którym, zgodnie z zapowiedzią Władimira Putina, ma być rozmieszczona rosyjska broń nuklearna. Nasilanie gróźb ma zniechęcić państwa członkowskie do wspierania Ukrainy, ale także wpływać na kalkulacje NATO dotyczące rozmieszczania wojsk i uzbrojenia na wschodniej flance. Przekaz w sprawie Oriesznika, rakiety średniego zasięgu (od 500 do 5500 km), jest skierowany głównie do państw europejskich. Po upadku w 2019 r. traktatu INF, który zakazywał Rosji i NATO rozwijania i rozmieszczania takiej broni w Europie, rosyjskie władze zademonstrowały, że nie tylko posiadają takie systemy, ale też są gotowe na ich użycie. W tym celu przeprowadziły w listopadzie 2024 r. atak rakietą Oriesznik na ukraińskie miasto Dniepr. USA rozwijają konwencjonalne pociski balistyczne średniego zasięgu, jednak europejskie państwa NATO nie mają takich systemów, co może zwiększać skuteczność rosyjskich gróźb. Europejczycy planują rozwój konwencjonalnych systemów o zasięgu powyżej 1000 km w ramach inicjatywy ELSA (European Long Range Strike Approach), do której należy także Polska. Wykonanie tych planów może jednak zająć nawet dekadę.

O rakiecie Oriesznik i innych rosyjskich zdolnościach rakietowych zagrażających NATO pisał Marcin Andrzej Piotrowski
➡️

Valentyn Ogirenko / Reuters / Forum


 

Libańskie władze – przy presji USA – starają się wykorzystać tymczasowe osłabienie Hezbollahu i innych wspieranych przez Iran organizacji, by doprowadzić do ich całkowitego rozbrojenia. 5 sierpnia rząd Libanu wyznaczył armii zadanie zaplanowania tego procesu, który ma zostać przeprowadzony do końca 2025 r.

Decyzja libańskich władz została ogłoszona kilka dni po wizycie specjalnego wysłannika USA ds. Syrii, Toma Barracka. Rząd Libanu zwołał w tej sprawie posiedzenie, które w ramach protestu opuściło czterech ministrów powiązanych z Hezbollahem. Choć działaniom libańskiego wojska będzie sprzyjać przekazane niedawno wsparcie (m.in. przez Francję i UE) oraz przychylność społeczeństwa, żołnierze pozostają podzieleni co do słuszności ulegania żądaniom amerykańskiej administracji. Zwolennicy Hezbollahu zorganizowali demonstrację na przedmieściach Bejrutu, podczas której wyrażali sprzeciw wobec decyzji rządu, mimo że większość społeczeństwa ją popiera. Głównym argumentem przeciwników rozbrojenia – nie tylko popleczników Hezbollahu – jest utrzymująca się obecność armii Izraela i kontynuacja jego ataków na Liban mimo zawieszenia broni. Sprzyja to legitymacji Hezbollahu, który używa działań Izraela do przełamywania izolacji politycznej. Wielu Libańczyków obawia się, że Izrael wykorzysta rozbrojenie Hezbollahu do okupacji południowego Libanu, jak miało to miejsce w latach 1982–2000. Z tego powodu zobowiązaniu armii do rozbrojenia organizacji powinna towarzyszyć zapowiedź Izraela, że opuści teren Libanu i zaprzestanie agresji na to państwo

Więcej o sytuacji w Libanie pisała Sara Nowacka
➡️

Karamallah Daher / Reuters / Forum