Tygodnik PISM: Amerykański, nr 15/2025

15
29.08.2025

Regularnie analizujemy wydarzenia i procesy, które mają wpływ na politykę państw obu Ameryk. Dziś:

  • Wizyta premiera Carneya w państwach Europy Środkowo-Wschodniej
  • Pierwsze spotkanie Lee Jae-myunga z Donaldem Trumpem
  • Służby wywiadowcze USA pod presją politycznych zwolnień
  • Zwiększenie presji USA na reżim w Wenezueli
  • Zwrot polityczny w Boliwii

W dniach 24–27 sierpnia br. Mark Carney odbył pierwszą wizytę w Europie Środkowo-Wschodniej, odwiedzając Ukrainę, Polskę, Niemcy i Łotwę. Rozmowy w Polsce przyniosły podniesienie rangi relacji do poziomu partnerstwa strategicznego.

Celem wizyty kanadyjskiego premiera było poszerzenie relacji z państwami europejskimi uważanymi za kluczowe, w celu zmniejszenia uzależnienia Kanady od USA. Jest to związane z działaniami administracji Trumpa, która w agresywny sposób zredefiniowała kanadyjsko-amerykańską współpracę polityczną, handlową i obronną. Carney zadeklarował dalsze wsparcie dla Ukrainy w postaci nowego pakietu pomocy wojskowej o wartości 1,5 mld dol. Mimo problemów w siłach zbrojnych Kanady, takich jak przestarzały sprzęt oraz niski zaciąg do służby czynnej i rezerwowej, zasygnalizował gotowość do udziału w koalicji państw gwarantujących bezpieczeństwo Ukrainy. Nie sprecyzował jednak rozmiaru potencjalnego kontyngentu oraz formy zaangażowania. Ogłosił też przedłużenie udziału wojsk w wielonarodowej grupie bojowej NATO na Łotwie do 2029 r. Ma to wzmocnić wizerunek Kanady jako wiarygodnego sojusznika w odstraszaniu Rosji przed kolejną agresją w regionie. Strategiczne partnerstwo polsko-kanadyjskie wpłynie na współpracę w zakresie bezpieczeństwa (np. monitorowanie i zwalczanie działalności rosyjskiej „floty cieni” na Morzu Bałtyckim) oraz energetyczną, np. w rozwoju sektora jądrowego w Polsce poprzez inwestycje kanadyjskich firm.

O powyborczych perspektywach dot. polityki Kanady za rządów Carneya pisał Paweł Markiewicz
➡️

Jennifer Gauthier / Reuters / Forum


 

25 sierpnia w Waszyngtonie doszło do pierwszego spotkania prezydentów Donalda Trumpa i Lee Jae-myunga. Pokazało ono, że sojusz z USA pozostaje filarem bezpieczeństwa i dobrobytu Korei Płd.

Strony potwierdziły ogólne postanowienia umowy handlowej z lipca br. Zgodnie z nią towary eksportowane z Republiki Korei do USA będą obłożone cłami w wysokości 15% (wcześniejsze zapowiedzi Trumpa zakładały 25%). Korea Płd. zainwestuje w USA 350 mld dol., z czego 150 mld dol. w przemysł stoczniowy i 100 mld dol. w rozwój infrastruktury gazowej na Alasce. Kupi też amerykańskie surowce energetyczne o wartości 100 mld dol., szczególnie LNG. Choć szczegóły umowy nadal są negocjowane, już teraz widać, że Korea Płd. nie zdołała uzyskać niższych ceł niż Japonia lub UE, mimo że w odróżnieniu od nich od 2012 r. była związana z USA umową o wolnym handlu. Wyrazem przekonania południowokoreańskiego biznesu o kluczowym znaczeniu USA są zapowiedzi dalszych inwestycji o wartości 150 mld dol. w sektorach sztucznej inteligencji, półprzewodników, biotechnologii i energetyki jądrowej. W wymiarze bezpieczeństwa Trump co prawda nie zapowiedział ograniczenia obecności amerykańskich wojsk (28,5 tys. żołnierzy) w Korei Płd., ale zasugerował, aby USA stały się właścicielem gruntów, na których znajdują się amerykańskie bazy. Pomysł ten, sprzeczny z postanowieniami umowy SOFA, może być kolejnym elementem presji na Koreę Płd., aby ponosiła większe koszty funkcjonowania sojuszu i zwiększyła nakłady na obronność nawet do 5% PKB (2,6% w 2024 r.). Wyrażona przez Trumpa gotowość do ponownego spotkania z przywódcą Korei Płn. Kim Dzong Unem i poparcie Lee dla tej inicjatywy sugerują, że w kolejnych miesiącach USA i Korea Płd. będą przekonywać KRLD do wznowienia negocjacji.


 

Sekretarz obrony USA Pete Hegseth odwołał szefa Agencji Wywiadu Wojskowego (DIA). Gen. Jeffrey Kruse miał utracić stanowisko po tym, jak agencja oceniła, że amerykańskie ataki na Iran jedynie opóźniły jego program nuklearny o kilka miesięcy, co podważa tezę prezydenta Donalda Trumpa o całkowitym zniszczeniu.

Odwołanie Kruse’a jest kolejnym z szeregu dymisji od czasu rozpoczęcia drugiej kadencji Trumpa. W kwietniu prezydent zwolnił gen. Timothy’ego Haugha ze stanowiska dyrektora Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA), w ramach czystki, która objęła także grupę pracowników Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Poddając służby specjalne, w tym wojskowe, presji politycznej, administracja osłabia zdolności USA do sprawnego funkcjonowania i realizacji interesów państwa. Dotyczy to szczególnie wykrywania zagrożeń ze strony m.in. Chin i Rosji, także w kontekście pogłębionego zaangażowania prezydenta w proces negocjacyjny między Ukrainą i Rosją. Kontynuacja presji będzie miała swoje reperkusje w jakości pracy służb wywiadowczych. Sukcesywny spadek poziomu zaufania tych instytucji do polityków będzie wykorzystywany przez przeciwników USA do rozprzestrzeniania dezinformacji oraz bezpośrednich działań operacyjnych. Nie można wykluczyć, że wraz z kolejnymi dymisjami USA będą zmagać się z nasileniem prowokacji sprawdzających zdolność służb wywiadowczych do sprawnego przeciwdziałania im.


 

Administracja Donalda Trumpa podjęła w sierpniu szereg decyzji służących zwiększeniu presji na wenezuelski reżim. Oskarżyła Nicolása Maduro o kierowanie tzw. Kartelem Słońc, od lipca uznawanym za organizację terrorystyczną, zwiększyła nagrodę za pomoc w schwytaniu przywódcy z 25 mln do 50 mln dol. i wysłała okręty w okolice wód terytorialnych Wenezueli.

Wzmożona presja administracji Trumpa na wenezuelski autorytarny reżim niekoniecznie świadczy o intensyfikacji dążeń do przywrócenia porządku demokratycznego w Wenezueli. Wyższa nagroda za Maduro i zarzuty, że kieruje on tzw. Kartelem Słońc – czyli układem obejmującym m.in. wysokich rangą wojskowych i polityków oraz grupy przemycające narkotyki – służą raczej wymuszeniu na nim ściślejszej, ograniczonej współpracy z USA, m.in. w przyjmowaniu lotów deportacyjnych. Wysłanie w połowie sierpnia grupy okrętów marynarki z kilkutysięczną załogą w kierunku Wenezueli, choć przedstawiane jako element walki z przemytem narkotyków, najpewniej ma tylko stworzyć wrażenie nieuchronności siłowego rozwiązania wobec tego państwa. Choć Maduro zareagował m.in. mobilizacją cywilnych jednostek obrony kraju, to wątpliwe jest, czy USA zamierzają uwikłać się tam wojskowo. Trumpowi może chodzić bardziej o zademonstrowanie konsekwentnej realizacji swoich obietnic wyborczych – ochrony bezpieczeństwa państwa poprzez zdecydowaną walkę z przemytem narkotyków. Godzi przy tym dwie grupy w administracji, które najbardziej wpływają na treść polityki wobec Wenezueli: zwolenników odsunięcia reżimu od władzy i tych, którzy chcą negocjować z Maduro. Dla reżimu działania administracji Trumpa stworzyły okazję do mobilizacji społeczeństwa wokół wspólnego celu, czyli obrony przed obcą agresją, ale też potencjalnie do wzmożenia represji wobec opozycji pod pretekstem, że to ona zabiegała w USA o taką interwencję.

O obecnej polityce USA wobec Ameryki Łacińskiej, w tym Wenezueli, pisał Bartłomiej Znojek
➡️

Sgt. Kyle Chan/U.S Air / Zuma Press / Forum


 

Wybory generalne 17 sierpnia w Boliwii przyniosły koniec trwających blisko dwie dekady rządów lewicowego Ruchu na rzecz Socjalizmu (MAS). Wybór prezydenta rozstrzygnie się w drugiej turze 19 października między kandydatami, którzy deklarują większe otwarcie gospodarcze i polityczne, w tym odejście od bliskiej współpracy z antyzachodnimi reżimami.

Porażka MAS to przede wszystkim efekt pogorszenia sytuacji gospodarczej, spowodowanego m.in. drastycznym spadkiem produkcji gazu ziemnego – jednego z kluczowych źródeł dochodów państwa. W społeczeństwo uderza rosnąca inflacja, ale także poważne niedobory paliw. Niespełna 3% głosów zdobyte przez kandydata rządowego – Eduardo del Castillo – to także pokłosie konfliktów wewnętrznych w MAS, przede wszystkim między Evo Moralesem, prezydentem w latach 2006–2019, a jego długoletnim ministrem gospodarki, a od 2020 r. prezydentem – Luisem Arce. Wybór w drugiej turze między Rodrigo Pazem (który zdobył 32% głosów), uznawanym za reprezentanta centroprawicy, a konserwatywnym Jorge „Tuto” Quirogą (26%), byłym prezydentem i kilkukrotnym kandydatem na ten urząd, zwiastuje poważne zmiany w polityce państwa. Obaj kandydaci widzą możliwość przełamania kryzysu w większym otwarciu gospodarczym Boliwii, co będzie się wiązać m.in. z próbą nadrobienia wieloletnich zapóźnień w komercjalizacji sektora litu – kraj ma jego największe szacowane zasoby na świecie. Można się też spodziewać odejścia przez nowy rząd od bliskiej jak dotąd współpracy z antyzachodnimi reżimami w regionie (Kuba, Nikaragua, Wenezuela) i poza nim (Iran, Rosja), na rzecz bliższych relacji m.in. z partnerami w Europie.

O potencjale sektora litu w Ameryce Łacińskiej, w tym Boliwii, pisał Bartłomiej Znojek
➡️

IVAN ALVARADO / Reuters / Forum